Samo słowo LĘK wyzwala we mnie gwałtowne reakcje ciała - ścisk w gardle, zardzewiały głos, pisk w uszach, zimny pot na twarzy. Alarm w mózgu, niepokój, lęk przed lękiem, który całe życie wyłaził spod mojej skóry, zaglądał przez okno, wychylał nos spod stołu.
Tak, miałam całą kolekcję swoich dokarmianych codziennie małych czarnych duszków, siedzących mi na ramionach i mówiących do ucha, że nie dam rady albo, że coś złego się stanie.
Lęki były ze mną non stop, w każdej sekundzie życia. Czasem zmieniał się tylko obiekt. Bałam się jechać autobusem, do samolotu wsiadałam na miękkich nogach, nie mogłam znieść podróży na siedzeniu pasażera w samochodzie, bo czułam, że jeśli ja nie prowadzę, to na sto procent będziemy mieć wypadek. Bałam się huśtawek, rowerów i kolejek linowych. Nie mogłam znieść kiedy ktoś patrzył na mnie w tramwaju, szedł za mną ulicą, lub jeszcze gorzej - gdy ktoś zmierzał w moją stronę z wyrazem twarzy, jakby miał do mnie pretensje. Bałam się wszystkich ludzi chcących ze mną rozmawiać. Przerażała mnie wizyta u dentysty i dermatologa, nie byłam w stanie zrobić badania rezonansu magnetycznego. Odkładałam wizyty w bankach, na poczcie, przesuwałam w nieskończoność rozmowy telefoniczne z urzędem czy księgową, bałam się iść do Lidla, wsiąść do windy, spotkać się na schodach z sąsiadem…
Mogłabym wyliczać te dziwne i niezrozumiałe dla mnie lęki bez końca.
Tak długo były moją codziennością...
Lękiem największym, paraliżującym mnie codziennie i nie powalającym mi normalnie funkcjonować był lęk społeczny.
To ten lęk okazał się moją najstraszniejszą zmorą przez wiele długich lat. Bałam się ludzi oraz ich reakcji na to co mówię i robię, a spotkania w grupach drenowały mnie tak mocno, że po godzinie spędzonej wśród nowych osób musiałam odpocząć nawet kilka dni. Obcy ludzie mnie przerażali, przytłaczali, denerwowali, ale przede wszystkim często nie chciałam mieć z ludźmi żadnego kontaktu. Były i takie dni, kiedy chowałam się w domu i prowadziłam życie odludka, mając obok siebie jedynie męża i utrzymując sporadyczne kontakty z bliskimi przyjaciółmi.
Lęk społeczny ma różne oblicza, ale na terapii dowiedziałam się, że niektóre jego formy można przepracować dość szybko, elementami terapii poznawczo - behawioralnej, czyli odwrażliwiając się na daną sytuację, budując nową odpowiedź emocjonalną, poprzez uruchomienie alternatywnego scenariusza. Chciałam przezwyciężyć tę moją zmorę, bo czułam że nie dam rady dłużej funkcjonować unikając ludzi i chowając się przed nimi. Chciałam cieszyć się nowymi znajomościami, przebywać bez problemu w grupach, prowadzić normalne życie społeczne.
I tak właśnie zaczęłam pracować nad swoim lękiem.
Na jednej z sesji mój terapeuta dał mi bardzo ciekawe zadanie. Miałam wypisać wszystkie sytuacje, które budzą we mnie lęk przed ludźmi, a potem wymyślić zastępcze scenariusze, w których nie ma lęku. Mogły być to czyste fantazje.
Więc na przykład weźmy sytuację na ulicy, kiedy ktoś za mną szedł, czasem mogło być to nawet małe dziecko i zupełnie bezpieczne miejsce, a ja już byłam sparaliżowana samym faktem, że słyszę za sobą jakieś kroki. Zazwyczaj oglądałam się co chwilę, czując ogromny niepokój. Moim alternatywnym scenariuszem było wyobrażenie sobie, że osoba idąca za mną ubrana jest w śmieszny strój postaci z kreskówki i mówi do siebie zabawne zdania z bajek.
A gdy na przykład bałam się wizyt w nowych miejscach, gdzie nikogo nie znałam, mogłam tam wejść, powiedzieć głośno "Dzień dobry" po czym odwrócić się na pięcie, otworzyć drzwi i po prostu wyjść.
Kiedy czułam obezwładniający lęk, gdy ktoś mi się przyglądał w metrze, to patrzyłam na buty, torbę tej osoby i zastanawiałam się co ubiór mówi o niej, gdzie ona jedzie, co myśli, gdzie pracuje i skupiałam się na tej fantazji, a nie na wzroku tej osoby.
Tworzyłam w głowie mnóstwo takich alternatywnych rozwiązań, na każdą lękową sytuację. Potem powtarzałam sobie je jak mantrę, powoli wprowadzałam w życie i ku mojemu szczeremu zaskoczeniu to wszystko zaczynało działać. Moje scenariusze stawały się rzeczywistością, coraz odważniej robiłam to co początkowo miało być tylko fantazją, zabawnym rozwiązaniem. Coraz chętniej wychodziłam do ludzi i zawierałam nowe znajomści.
A mój lęk zmniejszał się z dnia na dzień...
Comentarios