top of page
Szukaj
Zdjęcie autoraAneta Wrzosek

Przenosząc umiejętności z terapii do codziennego życia

Zaktualizowano: 12 sty 2024

Siła, którą budowałam w terapii, czy też kształtowanie w sobie nowych umiejętności i sposobów reagowania nie przyszły do mnie w jakimś gładkim, poukładanym procesie. Nie. Po drodze miałam miliony potknięć, zawracania, wpadania w stare automatyzmy i toksyczność.

Tak było w przypadku kontaktów międzyludzkich. Zdarzało się, że w sekundę porzucałam dopiero co uzyskaną moc do korzystania z nowych strategii działania. Wystarczył jeden telefon, jedna rozmowa z kimś i wracało całe piekiełko wyuczonych kiedyś reakcji. Dałam się wciągać w manipulacje, dawałam ludziom przekraczać moje granice. Naiwna ja. Myślałam że będzie łatwo. Za bardzo ufałam innym, za bardzo chciałam wierzyć, że też nad sobą pracują. Kiedy więc zauważyłam, że tracę czujność w kontaktach z ludźmi wskakując jak z automatu w pozycję ofiary, byłam załamana. No bo jak to, przecież wykonałam tyle pracy! Czy to szło z dymem tuż po każdej sesji? Ignorowałam to? Wpadałam w toksyczne gierki od nowa? Nie, z dymem nie szło, ale tak, czasem w ogóle nie korzystałam ze zdobytych umiejętności, bo to czego się nauczyłam, łatwiej było za chwilę wyprzeć. A w terapii potrzeba wysiłku, nawet harówy. Tak jak nauka teorii, którą trzeba umiejętnie wykorzystywać w praktyce. Bo nieużywane pojęcia, nie mające zastosowania na co dzień wypadają z głowy. Te momenty refleksji pomagały mi i zdobywałam motywację by tę ciężką pracę dzień po dniu wykonywać. Chciałam zmienić swoje stare skrypty, chciałam wiedzieć jak nie ulec czyjejś manipulacji i ta chęć pchała mnie do przodu. Ale co tu dużo mówić - to było męczące, wymagające.


Zrozumiałam też, że moja wewnętrzna zmiana nie naprawi ludzi i świata, który mnie otacza. Będę spotykała osoby, które mogą uderzać, sprawdzać mnie, patrzeć mi na ręce, zapraszać do tragicznej gry, próbować wzbudzić poczucie winy. Obrona moich odbudowanych granic, dbanie o siebie było piękne, ale wchodzenie z tymi nowymi umiejętnościami w relacje z ludźmi i pilnowanie by ponownie nie wpaść w toksyczne gry to będzie już dożywotnia praca.

Wiedziałam, że będę miała jeszcze wiele takich momentów w życiu, kiedy powiem sobie: "ok, zdobyłaś narzędzia pomocowe, teraz czas sprawdzić czy umiesz z nich korzystać". To, co już coraz lepiej wychodziło mi przy terapeucie trzeba było przenieść jeszcze w realne życie.


Tak samo ważne było dla mnie, aby na co dzień, a nie tylko na sesjach terapeutycznych stworzyć w sobie pewien rodzaj balansu. Czyli z jednej strony nauczyć się sprawczości i brania odpowiedzialności za swoje działania, odważyć się wyjść z własnej strefy komfortu i realizować to, co sobie postanowiłam oraz korzystać z możliwości jakie podsuwało mi życie. A z drugiej strony wiedziałam też jak istotne jest to, aby umieć też się zatrzymać, pogłaskać siebie być dla siebie dobrą i wyrozumiałą, nie pędzić jak szalona do przodu. Potrzebna mi była zatem umiejętność wyważenia swoich potrzeb i podążanie za tym co na daną chwilę jest najbardziej istotne i zdrowe.


I tak jak na sesjach terapeutycznych byłam pewna, że mam w sobie wspaniałą harmonię, równoważę wszystkie potrzeby, tak w realnym życiu czułam, że co jakiś czas i tak jestem w tym mocno pogubiona. Tak jakbym wciąż nie mogła znaleźć złotego środka i wpadałam w skrajności. Było wiele sytuacji, kiedy traciłam mój balans, nie rozpoznawałam momentów, w których już zapominałam o trosce o siebie i pędziłam znów w życiowym pośpiechu przemęczając swoje ciało. Z drugiej strony były też momenty, w których zatrzymywałam się na bardzo długo w dobroci dla siebie i wtedy zanim się obejrzałam spędzałam całe tygodnie na gapieniu się w Netflixa, a życie płynęło obok mnie i wcale nie było to dla mnie i mojego ciała wyciszające czy kojące. Często myliłam więc odpoczynek i dbanie o siebie z przedłużającym się bezrefleksyjnym nieróbstwem,  z kolei pośpiech i nadmierne eksploatowanie ciała myliłam z motywacją do spełniania marzeń. 


Do tej pory zdarza mi się stawiać sobie pytania- jak to wszystko wyważyć, jak nie wpadać z czarnego w białe, jak korzystać z całej palety kolorów życia, ale tak by nie zagubić w tym siebie. Jak nie mieć wyrzutów sumienia, że robię sobie tydzień wolnego, a jednocześnie jak oddawać się wielu ciekawym aktywnościom, nie wpadając przy tym w stan totalnego przebodźcowania? Te pytania są wciąż dla mnie aktualne.


A co z moją uważnością w relacjach z ludźmi, jak to wygląda teraz? Jeszcze długo po terapii ta czujność w relacjach była dla mnie tak okropnie trudna, że codziennie bolała mnie głowa z wysiłku. Dziś kontynuuję budowanie dobrych dla mnie reakcji w kontaktach z ludźmi z mniejszym obciążeniem czy zmęczeniem. Wciąż jest to dla mnie mozolna praca, teraz jednak robię to już z większą pewnością siebie i poczuciem własnej mocy.



Foto: Funny_Black_Bunny


9 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Przebodźcowana

Comments


bottom of page