Włączyłam muzykę, tak po prostu w tle, do słuchania przy ogarnianiu domu. Wybrałam listę ulubionych kawałków na youtube i zabrałam się za sprzątanie. Po kilku minutach zorientowałam się, że już nie sprzątam, a siedzę na kanapie cała we łzach. To była TA piosenka, Monolink "Swallow", której namiętnie słuchałam ucząc się do niemieckich egzaminów na trenera psów. Wtedy ta muza przynosiła mi ulgę, odciągała od ogromnego stresu i od myśli o tym, jak ja ogarnę tę przeprawę przez biurokrację niemieckich urzędów, i to jeszcze w obcym języku, którego dopiero co się uczyłam i nadal nie rozumiałam co Niemcy do mnie mówią. Te łzy wywołane teraz skojarzeniem muzycznym były pamięcią tamtego lęku. Ale wtedy też mówiłam sobie - Jak to przebrniesz, to już ze wszystkim w życiu sobie poradzisz. Już nic trudniejszego cię pewnie nie spotka...
A jednak teraz czeka mnie jeszcze trudniejsza droga niż wtedy. I myślę, że o wiele trudniejsza. Droga raka. Są dni, kiedy wizja chemioterapii i przeszczepu tak mocno mnie paraliżuje, zagarnia, obezwładnia, że nie jestem w stanie oddychać. Są dni kiedy tak się boję, że chciałabym nawet schować się do znienawidzonej klaustrofobicznej maszyny MRI i nigdy stamtąd nie wychodzić. Aż tak silny lęk, że chcę chować się w tym, co samo w sobie już nie jest ani fajne ani przyjemne.
Ale to tylko dni, a może momenty...
Bo nagle zerwałam się z tej kanapy, otarłam te łzy. Przywołałam realne spojrzenie, mój kochany reality check i już wiem to, czuję jak nigdy, że dam radę! Miałam rację tę parę lat temu. Ze wszystkim już w życiu sobie poradzę! Najgorsze jest tylko to długie czekanie, to na wyniki, to na hospitalizację. Ale kiedy ruszę, wejdę w to i zajrzę temu w oczy, nie opuszczę w tym siebie. Chemia to tylko część drogi, ciężka, ale nie permanentna. Odcinek, przystanek.
Tak bardzo chcę wyzdrowieć! I tego będę się trzymać.
Mam tyle mocy, wewnętrznej radości w sobie!
Z tym idę dalej!
Krok za kroczkiem, dzień za dniem, do zdrowia...🍀

Comentários