top of page
Szukaj

Przebodźcowana

Zdjęcie autora: Aneta WrzosekAneta Wrzosek

Zaktualizowano: 1 lis 2024


Ciekawe wydarzenie, serdeczni ludzie, miła atmosfera, śmiech, rozmowy, wymiana doświadczeń, inspiracji… jak fajnie, wesoło, interesująco! Wracam do domu naładowana energią, refleksjami, nowymi pomysłami. Ale coś nie gra, coś mi się nie zgadza.

Czuję dziwne pobudzenie, rozemocjonowanie, które zaczyna mnie już drażnić, wkurzać, a z którego nie potrafię wyjść. Mam w sobie tak dużo radości, satysfakcji, że spotkałam się właśnie w fajnym gronie ludzi i tyle dla siebie wyniosłam, a jednocześnie jestem tak cholernie zmęczona! Właściwie to noszę w sobie jakiś trudny do określenia wewnętrzny rozgardiasz, coś mnie rozpiera i jednocześnie uwiera, czegoś mi za dużo.

Zdejmuję ubrania, zmywam makijaż, robię herbatę, kładę się na kanapie, biorę do ręki książkę, którą już dawno chcę skończyć, ale ciągle coś jest ważniejsze. Może teraz sobie poczytam. Ależ skąd! Nie mogę się skupić, nie mogę przebrnąć przez najprostsze zdania, litery rozsypują się na jakieś niezrozumiałe znaki. Przez głowę przepływają różnorodne myśli, ale nie potrafię zatrzymać ani jednej z nich na dłużej. Płyną przez mój mózg jak szalone, aż w końcu nie tylko płyną, ale kotłują się, biegną w wyścigu, coraz szybciej, coraz szybciej, nie dając mi spokoju, nie chcąc się zatrzymać. Gonitwa, kocioł, nieład, stroboskopowy kalejdoskop nie powiązanych ze sobą, pogmatwanych myśli.

No i masz! Znowu się przebodźcowałam!




Tak, znów wchodzę w ten stan, który dobrze znam z przeszłości, kiedy otaczało mnie wiele przeróżnych bodźców - nowe zapachy, ludzie, głosy, wzmożone gesty, wysokie dźwięki, za dużo decybeli, za dużo wrażeń bombardujących mój mózg w tym samym momencie.

Przebodżcowuję się, bo jestem osobą wysoką reaktywną. Tak sama mówię o sobie. To określenie, dzięki któremu sama wyjaśniam sobie własny świat. Jest mi wtedy łatwiej, bo rozumiem co z czego się bierze. Wielu ludzi mówi że są osobami wysoko wrażliwymi (WWO), i ja też odnajduję siebie w tym obszarze, ale jednak wolę mówić o sobie WRO (wysoko reaktywna osoba). Ten temat pojawił się także na mojej terapii, kiedy przepracowywałam doświadczenie traumy seksualnej. Wiem więc że u mnie ta moja reaktywność jest z przeżyciem traumy połączona, wiem też czemu czasem jeszcze wpadam w stan przebodźcowania.

Uzdrawiając się z traumatycznych doświadczeń, wiedziałam, że część przeżyć zapisanych głęboko w ciele, zostanie w nim już na zawsze, a mimo przepracowania ich, czasem poczuję jeszcze coś, co do traumy na chwilę będzie mnie odsyłać. Wiedziałam więc też, że czasem nadal będę wpadać w przebodźcowanie jak śliwka w kompot, że będzie mi za dużo, za intensywnie, ale z dnia na dzień będę umiała coraz lepiej stosować wszystkie narzędzia z terapii, aby już umieć nawigować sobą i tym czego doświadczam.


Dlaczego więc ciągle zdarza mi się w tych bodźcach zatracić, nie rozpoznać, że już jestem na granicy? Bo jeszcze niedawno nie akceptowałam tej części siebie, która właśnie tak na różne bodźce reaguje. Walczyłam z tym, chciałam wymazać tę cząstkę siebie zupełnie. Chciałam się naprawić, jak maszynę, jak zepsuty sprzęt. Nie akceptowałam siebie takiej, nie chciałam czuć tak mocno, jak czuję.

A potem zrozumiałam, że ja już tak mam, że tak jeszcze reaguję. Po prostu. Zamiast walczyć z tym, krok po kroku uczyłam się jak kształtować swoje otoczenie, warunki życia, okoliczności, w jakich się znajduję i dawkować sobie bodźce z zewnątrz, żeby czuć się z nimi dobrze.

Wprowadziłam więc życiowy management! Zaczęłam rozpoznawać, gdzie i jak spędzać czas, w jakie miejsca chodzić, w jakie nie, w co się zanurzać bardziej a w co mniej. 

Staram się utrzymywać balans wrażeń. Wiem więc, że czasem trzeba skądś wcześniej wyjść, zakończyć jakąś rozmowę, zrobić przerwę, odpocząć, modulować dźwięki którymi się otaczam. Daję sobie czas i przyglądam się światu by móc zdecydować w co wchodzę a co odpuszczam.

Staram się słuchać każdego sygnału ciała. Kiedy lekki ból zaczyna pulsować w skroniach, kiedy na twarzy mam wypieki, czuję mrowienie w palcach, ogarnia mnie nagła senność, to już jest to czas, to sygnał STOP, to ostrzeżenie że zbliża się RED ZONE odczuwania.


Tego jak rozpoznawać, że przekraczam swój próg, limit nauczyłam się tego nie tylko na terapii. Nauczyłam się tego również od psów!



Jako trenerka psów na moje sesje zapraszam także zwierzęta agresywne, lękowe i właśnie wysoko reaktywne. Takie psy bardzo często reagują na różnorodne sytuacje w sposób nadmierny, według ludzi - mocno przesadzony. To psy, które w zetknięciu z najbardziej zwyczajnymi rzeczami potrafią wpaść w panikę, wybuch agresji lub trząść się i chować po kątach. Dla obserwatora z zewnątrz jest to dziwne, niezrozumiałe, często przerażające, tymczasem te psiaki po prostu szybko wyłapują ze środowiska to czego za dużo i w nadmiarze, a ich układ nerwowy po prostu na to odpowiada. Pomagam takim psom wyciszyć emocje, zbalansować stan umysłu, poczuć się dobrze w środowisku, do którego wprowadził je człowiek. Dobrze te psy rozumiem. Wiem co przeżywają, wiem też że jestem do nich podobna. Jestem reaktywna jak one.


Pracując z psami wysoko reaktywnymi uczę się czegoś o sobie i uczę się od tych psów. To jest wymiana. Jestem nie tylko psią trenerką, jestem też obserwatorką. Bo to psy najpiękniej pokazują swoją mową ciała, że coś jest w nadmiarze. Ich ciało wie, daje znaki. Psy nie mając narzędzia mowy, używają ciała. Są w tym wspaniałe, fascynujące. Niuanse w ruchach ogona, uszy, łap, czoła, oczu, sierści na grzbiecie są według mnie jednymi z najpiękniejszych znaków jakimi psy komunikują się i ze sobą nawzajem i z człowiekiem. One czytają ciało, pokazują ciałem i jest to przepiękna nowa, piękniejsza niż tysiąc słów.



Kiedy więc znów łapię się na tym, że jestem bliska przebodźcowanie, lub wpadam w nie, bo znów czymś zaaferowana, za mocno przejęta, za bardzo czegoś chcąca, zignorowałam znaki płynące z ciała, wracam w myślach do moich psich przyjaciół i powtarzam sobie jak mantrę:

słuchaj ciała, 

słuchaj ciała, 

słuchaj ciała...


I tak wracam, zawracam do tego co najważniejsze, co w pędzie obecnego życia tak szybko umyka. Nie jest mi łatwo się zatrzymać, słuchać i obserwować. Więc znów wracam, zawracam. I znów słucham i obserwuję. Psy, siebie, świat, bodźce. I kształtuję swoją przestrzeń, dawkując sobie to co mnie otacza.

Wysoka wrażliwość i wysoka reaktywność dała mi coś, co dla mnie jest niezwykle cenne - obserwację siebie, swojego ciała i przyglądanie się własnym reakcjom w przeróżnych sytuacjach. Pisząc ostatnie słowa tego tekstu i zastanawiając się nad kończącym zdaniem, zaczynam czuć nieprzyjemne pulsowanie skroni, ziewam... To jest mój znak! Wpis o przebodźcowaniu sam w sobnie może przebodźcować.

Nie będzie ładnego, kończącego zdania. Zamiast tego wyłączę komputer

21 wyświetleń0 komentarzy

Ostatnie posty

Zobacz wszystkie

Comments


bottom of page